Konsekwentnie i pomimo
Czasem sobie żartuję, że joga w piątek o 8:15 rano to joga dla ludzi sukcesu, szczególnie w taki typowy jesienny poranek – szary, pochmurny i deszczowy. Sukcesem jest wstać i przyjść, bo przecież wszystko mówi Ci: „Zostań, w łóżku jest tak przyjemnie, ciepło i sucho”. Po tej porannej jodze można więc sobie nawzajem pogratulować sukcesu – wytrwałości, determinacji, konsekwencji. Czy to jednak są jeszcze cechy, które mają pozytywną konotację?
Radośnie i lekko
Co innego taka wolność! Podążanie za tym, co się czuje, spontaniczność, swoboda i brak zobowiązań. W kręgach osób, które deklarują chęć rozwoju osobistego czy duchowego, coraz mniej słychać o podjęciu wysiłku czy regularnej praktyce, a coraz częściej o kierowaniu się emocjami, tym, czego chce się w danej chwili oraz impulsywnym podejmowaniu decyzji na tej podstawie. Królują lekkość i radość, bez których to, co robimy, wydaje się podejrzane.
Jej mość Dyscyplina
Czy więc dyscyplina rozumiana dosłownie jako nauka, sposób przekazywania i uzyskiwania wiedzy oraz osiągania celów, która polega na praktykowaniu, a więc wykonywaniu zaplanowanych czynności w regularnych odstępach czasu, jest jakąś przestarzałą metodą? Z pewnością jest obecnie niemodna i częściej kojarzona z pruskim drylem niż sprawdzonym sposobem zmiany nawyków, utrwalania osiągniętych efektów i rozwoju jako takiego. Ze zdziwieniem odkryłam, że wstydziłabym się użyć publicznie słowa „dyscyplina”, a jeśli już bym to zrobiła, to miałabym potrzebę dokładnego wytłumaczenia, o co mi chodzi, tak by nie posądzono mnie o jakieś wsteczne poglądy. Dyscyplina – przyglądam się jej, zastanawiając nad źródłem własnej mocy.
Lustereczko, lustereczko…
Rozmyślałam o tym ostatnio podczas swojej praktyki jogi. Mata jest jak nasze lustro: pokazuje nasz charakter, obnaża motywacje, ukazuje mechanizmy, według których działamy, wydobywa na światło dzienne to, jak radzimy sobie z wyzwaniami i trudnościami, jak traktujemy siebie. I odkryłam po raz kolejny, że praktyka jogi mówi mi prawdę o mnie samej.
W pierwszych dniach września, dając sobie czas i przestrzeń na macie i myśląc o własnym rozwoju w jodze, ze zdumieniem odkryłam, że mam w sobie taką część, która za wszelką cenę pragnie mojego dobrego samopoczucia. Chce mojego zadowolenia. Ta część mnie to przemiły gość, który nie raz szepcze: „Odpuść, i tak jesteś wspaniała”. „Po co Ci to, nie musisz”. Ten mój wielbiciel wymyśla najróżniejsze wykręty, abym nie musiała podjąć wyzwania, nie potrzebowała nauczyć się niczego nowego. „Czy to na pewno jest Ci potrzebne? Zobacz, jak Ci dobrze bez tego”. „Lepsze jest wrogiem dobrego”. Te słowa, poza tym, że są miłe i wygodne, wydają się rozsądne. Co się jednak pod nimi kryje? Strach przed porażką, przed dyskomfortem, niewygodą. Przed frustracją, że nie wychodzi, że mi nie idzie, że jeszcze nie umiem, że przede mną schody, że jest czasem trudno. Ten miły głos chroni mnie przed tym wszystkim, otulając ciepłym kocykiem przyjemności, na którą przecież zasługuję…
Od zadowolenia do chęci zmiany
Praktyka jogi sama w sobie jest decyzją i próbą wytrwania w niej. Właśnie dlatego nazywamy ją praktyką, dyscypliną: podejmujemy regularnie wysiłek na miarę naszych możliwości i obserwujemy postępy, cierpliwie oczekujemy na zmiany. Uczymy się nie przywiązywać do efektów, a cieszyć drogą, która do nich prowadzi, drogą, podczas której poznajemy siebie i swoją naturę, dzięki czemu mamy lepszy kontakt ze sobą i kształtujemy nasze życie bardziej świadomie. W tym kontekście jawi mi się jako narzędzie, którego używam na drodze swojego życia, by kształtować swoje ciało i charakter oraz zmierzać w obranym kierunku. Pamiętam o santosy, naszym jogowym zadowoleniu, jednak również o tapasie, zapale, i w poszukiwaniu złotego środka staję na macie.
Z miłością
Gdy to piszę, mój cichy wewnętrzny wielbiciel jest nieco zniesmaczony. Mówi, że naprawdę nie potrzebuję się zmieniać. Przyznaję mu rację i grzecznie dziękuję, a potem podejmuję decyzję. Chcę nadal się uczyć i praktykować jogę, siadać do pranajamy i medytacji. Może mi się czasem nie chcieć. Akceptuję to, że wiele razy coś mi nie wyjdzie. Przypuszczam, że zdarzy mi się posłuchać przemiłego gościa i wybrać kocyk. Pozostawiam sobie margines elastyczności na zmienną zwaną życiem. Wiem, że tak zwany rozwój odbywa się cyklicznie. Jednak wiem też, że joga już wydała niejeden piękny owoc w moim życiu. Z tym wszystkim staję dziś na macie, biorę świadomy wdech i wydech i ufam, że zobaczę kolejne owoce swoich zasianych intencji.